niedziela, 29 grudnia 2013
poniedziałek, 18 listopada 2013
Podróżując po Rumunii / On the way in Romania
Zapraszam na moją stronę internetową do obejrzenia nowego eseju który powstał w Rumunii.
I invite you to check out new essay from Romania in my website.
czwartek, 7 listopada 2013
sobota, 2 listopada 2013
niedziela, 27 października 2013
wtorek, 15 października 2013
poniedziałek, 7 października 2013
niedziela, 29 września 2013
środa, 7 sierpnia 2013
Publikacje / Publications
I
invite you to check out my photographies and read short texts. In Aorta magazine essay Palestine . In
PokochajFotografie my portfolio.
Zapraszam do obejrzenia moich fotografii i przeczytania
krótkich tekstów. W sierpniowym wydaniu magazynu Aorta esej
"Palestyna". W PokochajFotografie moje portfolio.
niedziela, 14 lipca 2013
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Portugalia / Portugal
Zapraszam do obejrzenia zdjęć z
Portugalii na mojej stronie
I invite you
to see new photos from Portugal on my website
piątek, 17 maja 2013
niedziela, 21 kwietnia 2013
wtorek, 2 kwietnia 2013
piątek, 29 marca 2013
czwartek, 28 marca 2013
Photography+Polaroids
Łącze swoje blogi. Od dzisiaj wszystkie posty maciejgrzybowskipolaroids dostępne
w blogu maciejgrzybowskiphotography.
I'm connecting my blogs. Now you can find all my posts from
maciejgrzybowskipolaroids.blogspot.com on
maciejgrzybowskiphotography.blogspot.com.
maciejgrzybowskipolaroids.blogspot.com on
maciejgrzybowskiphotography.blogspot.com.
maciejgrzybowskiphotography + maciejgrzybowskipolaroids
środa, 27 marca 2013
Moja strona www. / My website.
Powstała (w końcu) moja strona. Zapraszam wszystkich do odwiedzenia!
I also invite you on my new website
I also invite you on my new website
www.maciejgrzybowski.com
niedziela, 10 marca 2013
W drodze po Albanii. / On the way in Albania.
Krople wystrzeliwały wysoko w górę,
popołudniowe słońce było silne i tworzyło małe tęcze. Beztroskie fontanny z
gumowych węży sterczały co kilkadziesiąt metrów zapraszając silnym strumieniem
do prowizorycznych myjni samochodowych. Wjeżdżaliśmy do Albanii.
Myślałem że o nich nie napiszę. Są w
każdym przewodniku, ale tak naprawdę to one były pierwsze i nas powitały zanim
dobrze przekroczyliśmy granice. Wszystkich miało być dobrze ponad pół miliona. Lęk,
strach, który się zmaterializował w betonie i stali. Albańskie bunkry. Smutny i
surrealny pomysł Envera Hoxhy, który uczcił swoje trzydzieste czwarte urodziny
powołując Front Wyzwolenia Narodowego by niedługo później zostać pierwszym
sekretarzem. Reszta chorego snu ziściła się gładko, co dojrzały Enver
potwierdził w 1972 roku w jednym z przemówień: „Ojczyzna stała się piękniejsza
i kwitnąca”. Teraz bunkry chroniły głównie popalających wyrostków i młodociane
pary przed wścibskimi spojrzeniami. Coraz częściej wysadzane dawały gruz i stal
ze swoich wnętrzności. My jechaliśmy dalej i bunkry powoli niknęły w oddali jak
zły sen po przebudzeniu. Chcieliśmy zobaczyć Tiranę.
Zaparkowaliśmy
pomiędzy pstrokatymi blokasami, tu miał być hotel. Nieśmiało wyszliśmy na rekonesans.
Przywitał nas swojski pierdolnik i wrastający w ziemię mercedes. Hotel się
znalazł, na recepcji powiedzieli że tata
zaraz odjeżdża i będzie można podjechać pod samo wejście. M. i G. poszli po
samochód. Stałem na ulicy w ostatnich promieniach słońca, chłodny cień kolorowych
bloków okrywał stoliki hotelowego baru. Wyobrażałem sobie resztę miasta. Tata
odjechał spod hotelu, syn wyszedł i proponował gościnę: że po długiej drodze, że
gorąco, że najlepsza rakija i w ogóle. Trochę się wykręcałem, ale ciekawość była
silniejsza.
Hotelowy bar
był chłodnym zacienionym azylem. Siedzieliśmy długo, mijała druga szklanka rakii.
Ulicą na pełnym gazie przejeżdżali śniadzi faceci niemieckimi samochodami. Nasz
nowy kolega znał wszystkich. „To jest boss a tamten to big boss”. Przyszedł dziadek,
Był uśmiechnięty i jednocześnie skupiony a jego twarz świadczyła że niewiele
rzeczy potrafi go zdziwić. Naturalnie przyłączył
się do rozmowy, jak byśmy wspólnie spędzali wszystkie popołudnia. Z sąsiedniego
sklepu motoryzacyjnego przyszedł ojciec z synem, Nasz kolega przedstawił gości.
Mały i duży boss handlowali częściami do Merca, byli jowialnymi miśkami. Usiedli
i zamówili dla wszystkich, a wcześniejsze już dobrze robiło w głowie. Tirana zastawiała
pułapkę i bałem się że dzisiaj poza Bajram Curri innych jej ulic już nie
zobaczymy. Kolejna fura pruła ulicą oślepiając długimi. Gdzieś z tyłu usłyszałem że ten co przejechał
to też jest big boss i nie byłem pewien czy mówił to nasz kolega, chłopaki z
motoryzacyjnego, czy przechodzący obok faceci. Głosy stawały się trudne od
odróżnienia, stapiając się w jeden miękki chrzęst. Przyszedł czas by kończyć
spotkanie.
Wiem że tam
wrócę, ale teraz jest zima i melancholia przychodzi niezapowiedziana. Od Albanii
dzieli mnie dwa tysiące kilometrów więc zamieniam teraźniejszość na wspomnienia
by łagodzić czekanie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)